środa, 6 marca 2013


| 9. | Epilog? (i can’t believe it. )

<33
_

Wszystko później potoczyło się szybko, jak zdjęcia z niewyżytego fotoplastykonu. Ostatnie, słoneczne dni lata, ciepły wrzesień, wietrzny październik, deszczowy listopad, śnieżny grudzień, mroźny styczeń, luty przepłniony zabawami na śniegu, marzec obfitujący i w słońce i w deszcz, wiosenny kwiecień, kwiecisty maj i znowu nastały wakacje. 
Max cały czas z nią był. 
Prawie codziennie mówił: 
-Kocham cię, nie wiem czy pamiętasz, Ally. 
-Mówiłeś mi wczoraj. – udała znudzoną, ale po chwili uśmiechła się. – Ja cię też. 
-I będę zaaaawsze cię kochał. 
-Nadal nie mogę uwierzyć. 
To był ostatni dzień roku szkolnego. Ally wybiegła z budynku, trzymając w ręcę świadectwo wprost wzorowe. Max, cóż.. o nim nie można było tego powiedzieć. 
Chłopak objął ją i wsadził nos w jej włosy. 
-Ten zapach zabija.. 
-Taki straszny? 
-Taki cudowny. Karmelowy.. 
-Weź, narkomanie.. – zaśmiała się. 
-Więc.. Wakacje. 
-Jakieś plany? 
-Spędźmy je razem. 
-To wiedziałam. Chodzi mi raczej konkretne plany. 
-..Floryda? 
-Max~! 
-Już się zamykam. 
-To jedziemy gdzieś? 
-Tak w sumie, to nigdy nie zwiedziłem dokładnie NYCa. 
-W sumie.. to jest pomysł. 
Allyson i Max spędzali wakacje in Nju Jork. Chodzili do teatrów (propozycja Ally), kin (wersja Maxa)lub do parków. Nie obyło się bez odwiedzania lodziarni i bólu gardła. Wtedy siedzieli w domu i oglądali prognozę pogody. Męczyli Courtney w Starbucksie.
Jeżeli kiedykolwiek spotka kogoś coś naprawdę pięknego, stara się zatrzymać czas. Ally każdej nocy żałowała, że musi się rozstać z Maxem, że spotka go dopiero rano. 
-Ally~! – właśnie było rano i cieszyła się, że zobaczy Maxa. Przestała się cieszyć, gdy usłyszała jego głos. Chciała jeszcze spać. 
-Mm.. Co? – mruknęła. 
-Wiesz.. – Chłopak mówił z zapałem. Najwyraźniej kolejny debilny pomysł. 
-Czemu ty wogle przychodzisz tak rano? 
-Bo mam pomysł. Poza tym myślałem, że za mną tęsknisz. 
-Wolę cię w snach. – uśmiechnęła się. 
-Jess wyjeżdża. i serio nie ma kogo znaleźć, żeby pilnował domu. 
-Mam rozumieć, że jestem zmuszona? 
-Tak jest, sir. Więc.. 
-Pakuj się. 
-Za dwie godziny. Lecimy samolotem. Bo jeszcze zgubisz komórkę. – Max uśmiechnął się na wspomnienie zeszłych wakacji. 
-Jak będę chciała, to w samolocie też ją zgubię. 
-Ciekawe gdzie. 
-Wyrzucę przez okno. 
Chłopak wyszedł z pokoju. Najwyraźniej miał dość jej bzdurnego gadania. 
-Dobrze widziałam, uśmiechałeś się, jak wychodziłeś! 
Rozejrzała się po pokoju. Wszystko wyglądało tak samo. Wyciągnęła walizkę spod łóżka. Spodnie.. Wrzuciła trzy pary krótkich spodenek i dwie długich. Nie jadą tam dłużej niż na dwa tygodnie, a zresztą, Jess ma pralkę. Dużo różnych koszulek, między innymi niebieską z dużym dekoltem. To ta, którą Ally świsnęła Courtney rok temu i nie oddała. 
‘Cóż, to po niej jestem kleptomanką. ‘
Nie przejmowała się zbytnio faktem, że nie można mieć cech odziedziczonych po siostrze. Laptop, dwie książki, kosmetyczka, piżama. Mnóstwo rzeczy leciało do walizki. 
Ally nigdy nic nie układała. 
Spotkali się później na lotnisku. Ally bardzo się cieszyła. Nie mogła się doczekać, kiedy znowu zabaczy dom Jess, plażę, morze. Tęskniła do Florydy, mimo że kojarzyła jej się z zeszłorocznym wypadkiem. 
Myślała, jak bardzo kocha Maxa. Jak cudownie spędzi z nim wakacje. Potem pójdą do szkoły, skończą szkołę. Ally będzie pracować jako stylistka, a Max.. Nad tym się jeszcze pomyśli. Choć on raczej napewno będzie muzykiem. Będzie miał karierę. A potem będą mieli dwójkę dzieci. 
Rozmyślania przerwało Ally wsiadanie do samolotu. Gdy znalazła swoje siedzenie spojrzała w okno. Swoje plany na przyszłość zakończyła klasycznie. 
‘Żyli długo i szczęśliwie. ‘ 

~

Dnia 28 lipca bieżącego roku przyszło nam stawić czoła okropnej katastrofie. Samolot lecący z Nowego Jorku na Florydę wiozący ponad dwieście osób uległ ekspolzji. Ludzie powołani do zabadania przyczyn wypadku są zgodni – zawiniły usterki, które już wcześniej zaistniały w samolocie. Łączymy się w smutku z rodzinami ofiar. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz